Ferie sie skończyły... od dziś poranne wstawanie, kłótnie kto pierwszy korzysta z łazienki, który pierwszy nałozy pastę na szczoteczkę... echs życie... ale kocham ten poranny bałagan... choć przyznaję rzadko trafiaja się idealne poranki...
jako, że pierwszy dzien po feriach w przedszkolu, a mama nie zdążyła z workiem dla Szymonka dzisiejsze popołudnie spędziłam przy maszynie... (ten co krzyczy a potem pada z wrażenia)... tak... pierwszy raz w zyciu obsługiwałam maszynę do szycia typu Łucznik...
masakra...
dlatego koleżanki szyjace CHAPEAU BAS!!!!!!!!!!
nie wiem czy nastapi mój drugi raz...
w kazdym razie wypocił mi sie taki worek na strój gimnastyczny...
worek oczywiście z ulubionym Zyg-zakiem... proszę nie patrzeć na szycie, bo dla was to 20 minut a mnie zajęło 4 godziny (ten co wierci paluszkiem dziure w podłodze ze wstydu)